Lot helikopterem, wysiadanie na platformie wysoko nad taflą morza, symulacje wodowania i ewakuacji z zatopionej kabiny – brzmi jak coś między filmem akcji a wojskowym szkoleniem. Dla serwisantów turbin wiatrowych offshore to po prostu kolejny dzień pracy. O kulisach zawodu opowiada Tomasz Idziak – pełnomocnik rektora ds. jakości szkoleń i akredytacji oraz instruktor szkoleń związanych z turbinami wiatrowymi.
Energetyka wiatrowa offshore to nie tylko technologia i produkcja energii. To przede wszystkim ludzie, którzy codziennie narażają swoje życie, by wykonać wymagającą i precyzyjną pracę w ekstremalnych warunkach – czasami z wykorzystaniem śmigłowców.
Dlaczego helikopter zamiast statku?
Transport techników na morskie turbiny odbywa się zazwyczaj za pomocą statków transferowych CTV lub SOV. Jednak gdy liczy się czas korzysta się z helikopterów.
– Helikopter pozwala na szybki i bezpośredni dostęp do turbiny – także w przypadku awarii, gdzie liczy się czas reakcji. Zdarza się, że technik opuszczany jest na gondolę turbiny bezpośrednio z powietrza. To procedura wymagająca precyzji i opanowania – tłumaczy Tomasz Idziak.
Jednak nie każdy może zostać dopuszczony do transferów helikopterowych. Potrzebne jest specjalistyczne szkolenie zwane HeliHoist Training.
– Uczymy techników nie tylko jak wchodzić i schodzić z helikoptera, ale też jak reagować w sytuacjach awaryjnych – w tym w przypadku przymusowego wodowania. Szkolenie obejmuje zarówno teorię, jak i bardzo realistyczne ćwiczenia w basenach treningowych, gdzie helikopter przewraca się pod wodą – dodaje.

Co dzieje się w przypadku awarii w powietrzu?
Jednym z elementów szkolenia jest symulacja awaryjnego lądowania śmigłowca na morzu, w której technik musi wydostać się z kabiny znajdującej się już pod wodą.
– Pracujemy z tzw. modułem HUET, czyli symulatorem zatopionego helikoptera. Osoba musi wypchnąć okno, odpiąć się z pasów, znaleźć drogę ucieczki i bezpiecznie wypłynąć. To nie tylko test umiejętności fizycznych, ale też odporności psychicznej – zaznacza Idziak.
Gdy śmigłowiec ląduje na wodzie, na pokładzie uruchamiają się tratwy ratunkowe wyposażone w zapasy i zestawy pierwszej potrzeby – zapewniają przetrwanie aż do przybycia ekipy ratunkowej.
– Każdy helikopter wyposażony jest w dmuchane tratwy ratunkowe, które uruchamiają się automatycznie w przypadku kontaktu z wodą. To dzięki nim technicy mogą przetrwać przez bardzo długi czas w oczekiwaniu na pomoc. W tratwie znajdują się zapasy wody, pożywienia i środki pierwszej potrzeby – dodaje.
Czas oczekiwania na pomoc może być różny, dlatego każdy scenariusz akcji ratunkowej musi być zaplanowany z dużym wyprzedzeniem. Śmigłowce mają ograniczony zasięg, a priorytetem jest bezpieczeństwo wszystkich członków załogi. W takich warunkach nie ma miejsca na przypadek.
Przygotowanie to podstawa bezpieczeństwa
Wbrew pozorom, praca w branży offshore jest bezpieczna, pod warunkiem przestrzegania procedur. „Wypadki najczęściej wynikają z błędu człowieka”
– Wypadki się zdarzają, ale naprawdę bardzo rzadko. Zwykle przez zaniechanie procedur, przecenienie własnych możliwości. Dlatego szkolenia muszą być realistyczne, powtarzane i prowadzone przez osoby, które same tę pracę wykonywały – mówi.
Transfery helikopterowe to tylko jeden z wielu elementów pracy technika wiatrowego, ale jeden z najbardziej wymagających. Dobre szkolenie to nie luksus, lecz konieczność.
– W tej branży nie ma miejsca na improwizację. Każdy technik musi być przygotowany na wszystko – zarówno na rutynowy transfer, jak i na ekstremalny scenariusz, kiedy śmigłowiec ląduje na wodzie. Szkolenie ratuje życie – dosłownie – podsumowuje Tomasz Idziak.

zdjęcia: archiwum prywatne, Tomasz Idziak