Kapitan miał wypłynąć z Gdańska do Niemiec z setkami kontenerów na pokładzie. Zamiast tego wpadł w ręce Straży Granicznej, kompletnie pijany. Kapitan kontenerowca „Porto Kagio” miał 2,5 promila alkoholu w wydychanym powietrzu.
Alarm z kapitanatu
W środę, 6 sierpnia port w Gdańsku miał opuścić 240-metrowy kontenerowiec „Porto Kagio”, pod banderą Liberii. Jednostka ma 240 metrów długości, 40 szerokości, a na pokładzie znajdują się kontenery gotowe do przewiezienia do Niemiec. Jednak przed wypłynięciem statek spowodował wątpliwości Dyżurnego Kapitanatu Portu, co do stanu trzeźwości kapitana statku.
Ten skontaktował się ze Strażą Graniczną. Funkcjonariusze z Placówki Straży Granicznej w Gdańsku przybyli na miejsce i po wejściu na pokład przeprowadzili alkomatem, o niepokojącym wyniku — kapitan jednostki, miał 2,29 promila alkoholu w wydychanym powietrzu. Wynik to nie tylko przekroczenie dopuszczalnych norm — to już stan upojenia alkoholowego.
— „Mundurowi z placówki Straży Granicznej w Gdańsku udali się na pokład i przebadali kapitana. Pierwsze badanie trzeźwości na pokładzie jednostki wskazało 2,29 promila alkoholu. Kolejne badanie, wykonane w V Komisariacie Policji w Gdańsku, wykazało już 2,5 promila alkoholu w organizmie” — przekazał Tadeusz Gruchalla z Morskiego Oddziału Straży Granicznej w Gdańsku.
Wstrzymany rejs
Wypłynięcie statku musiało zostać natychmiast wstrzymane. Planowo „Porto Kagio” miał opuścić port rano, a salto się to dopiero wieczorem, gdy za sterami stanął nowy kapitan — trzeźwy.
Tego typu sytuacje są na szczęście rzadkością, ale każda taka historia przypomina, jak cienka może być granica między rutyną a katastrofą. Gdyby statek wypłynął w morze z pijanym kapitanem, mogło dojść do poważnego zagrożenia – zarówno dla załogi, jak i innych jednostek na trasie.
„Porto Kagio” – statek z historią
Kontenerowiec, o którym mowa, został zwodowany w 2002 roku i lat obsługuje trasy między portami w Europie. Choć pływa pod banderą Liberii, jego załogi są międzynarodowe.
Statek wpłynął do Gdańska w nocy z 4 na 5 sierpnia, a jego rozładunek trwał około półtorej doby. Miał wyruszyć do niemieckiego Bremerhaven rankiem 6 sierpnia. Zamiast tego: wielogodzinne opóźnienie i nieplanowana wymiana dowódcy.
Kto odpowiada?
Na razie nie podano, czy wobec kapitana zostaną wyciągnięte konsekwencje prawne lub zawodowe. Pewne jest, że nigdzie nie popłynął tego dnia – jego miejsce zajął inny oficer. „Porto Kagio” wyruszył w stronę Niemiec z opóźnieniem, ale bezpiecznie.
Incydent taki jak ten, to nie tylko ostrzeżenie dla branży morskiej, ale także przypomnienie, że ludzki błąd lub nieodpowiedzialność, mogą zagrozić milionowym ładunkom i życiu wielu osób. Na szczęście tym razem ktoś zareagował na czas.
Fot. MOSG / Napis Straż Graniczna