Tuvalu to mały wyspiarski kraj na środku Pacyfiku, który czeka na tragedię. Ponad osiem tysięcy mieszkańców Tuvalu złożyło wniosek o wizę klimatyczną do Australii. Chcą się uratować i opuścić ojczyznę, zanim ta zniknie pod wodą.
Kraj, który znika
Tuvalu składa się z dziewięciu atoli — czyli wysp koralowych o kształcie pierścienia lub podkowy, otaczającej lagunę — rozmieszczonych na Oceanie Spokojnym. Powierzchnia całego kraju wynosi zaledwie 26 kilometrów kwadratowych, czyli mniej niż przeciętne polskie miasto. Życie jego mieszkańców od zawsze jest związane z morzem, jednak teraz to samo morze staje się ich największym zagrożeniem.
Woda coraz częściej wdziera się tu na ląd. W czasie sztormów fale przechodzą przez całą wyspę, a przy tym niszczą uprawy i domy. Dwa atole są już prawie całkowicie zatopione. Eksperci ostrzegają, że w ciągu 80 lat cała powierzchnia kraju może znaleźć się pod wodą.
Dlaczego Tuvalu tonie?
Ten kraj jest jednym z tych, które najbardziej odczuwają skutki globalnego ocieplenia. To właśnie podnosząca się temperatura na Ziemi powoduje topnienie lodowców i lodu na biegunach, co następnie prowadzi do wzrostu poziomu wody w oceanach.
Wyspy koralowe, takie jak Tuvalu, są płaskie i znajdują się tylko kilka metrów nad poziomem wody. W ich przypadku nawet niewielka fala może zalać domy, pola uprawne czy źródła słodkiej wody. Na dodatek atole nie maja naturalnej bariery ochronnej przed zjawiskami pogodowymi — jak sztormy czy powodzie — w ich wyniku słona woda zasala grunt i studnie, co uniemożliwia uprawę roślin i zagraża dostępności pitnej wody.
To efekt globalnych zmian klimatu, za które odpowiedzialna jest przede wszystkim emisja gazów cieplarnianych przez przemysł.
Koło ratunkowe
Pod koniec 2023 roku Australia podpisała z Tuvalu porozumienie nazwane Falepili Union, nazwa pochodzi z lokalnego języka i oznacza wzajemną troskę i sąsiedzką pomoc. Władzę Australii zobowiązały się chronić Tuvalu przed klęskami żywiołowymi, zagrożeniem militarnym i stworzyć legalną drogę migracji. To pierwszy raz, kiedy duże państwo otworzyło swoje granice specjalnie z powodu kryzysu klimatycznego.
W 2024 roku program ruszył. Zgodnie z umową, każdego roku 280 mieszkańców Tuvalu może otrzymać specjalną wizę klimatyczną i przenieść się do Australii, żeby w niej mieszkać, pracować i korzystać z publicznych usług.
Kolejka do Australii
Pierwszy nabór przerósł oczekiwania władz. Do końca lipca zgłosiło się 8750 osób, czyli 82% wszystkich mieszkańców – kraj liczy ich 10 643. To liczba porównywalna do zamieszkujacych miasto takie, jak Zakopanego.
O tym, kto otrzyma wizę zadecyduje przypadek — losowanie. Szanse są niewielkie, statystycznie jedna osoba na 30 dostanie „bilet” do Australii. Australijska komisja w Tuvalu podkreśla jednak, że to dopiero pierwsze losowanie, a kolejne rundy będą ogłaszane raz do roku.
Jeśli zainteresowanie utrzyma się na tym poziomie, w ciągu czterech dekad cała populacja przeniosłaby się na kontynent australijski. To w przybliżeniu czas, jaki pozostał wyspom, zanim staną się niezdatne do życia.
Co daje wiza klimatyczna?
Dla tyć, korzy wygrają w losowaniu, wiza będzie oznaczać ogromną szansę. To prawo prawo stałego pobytu, dostępu do opieki zdrowotnej, edukacji, wsparcia socjalnego i rynku pracy. Wielu z mieszkańców Tuvalu oczekuje, że dzięki temu nie tylko uciekną od skutków zmian klimatycznych, ale też poprawią swój standard życia.
Nie brakuje jednak obaw. Przedstawiciele starszych pokoleń boją się utraty swojej kultury, języka i więzi społecznych.
Nadciągająca przyszłość
Los Tuvalu można nazwać dramatem w skali mikro. To jednak również ostrzeżenie w skali globalnej. Poziom mórz, który się podnosi zagraża nie tylko mikropaństwom na Pacyfiku. W przyszłości może zmusić miliony ludzi z nadmorskich regionów do migracji, patrząc od Bangladeszu aż po Florydę.
Dziś mieszkańcy Tuvalu stają przed wyborem. Mogą zostać i czekać, aż ocean odbierze im ojczyznę i domy lub spakować wszystko co mają i zacząć wszystko od nowa.
Australia stała się dla Tuvalu obietnicą bezpieczeństwa. Jednak ocean nie zna litości. Może nie zaczekać, aż wszyscy dostaną swoją wizę.
Fot: U.S. Department of State