ORP „Iskra” to jeden z najbardziej znanych polskich żaglowców, który przeszedł do historii dzięki swojej najdłuższej podróży. 7 maja 1930 roku wypłynął z Gdyni, kierując się na transatlantycką wyprawę, która trwała 153 dni.
Pomimo, że jednostka nie była przystosowana do tak długich podróży, załoga pod dowództwem kapitana marynarki Stefana de Waldena przepłynęła ponad 11,5 tysiąca mil morskich, odwiedzając liczne porty na obu stronach Atlantyku.
Dowódcą statku był kpt. mar. Stefan de Walden, który prowadził 8 oficerów, 27 podoficerów oraz 20 podchorążych z Szkoły Podchorążych Marynarki Wojennej. Żaglowiec słabo nadawał się do długich oceanicznych przelotów – brak urządzeń chłodniczych znacznie obniżał jakość żywności, a wodę musiano racjonować.
Trasa rejsu wiodła przez porty w Cherbourgu, Portsmouth, Lizbonie, Santa Cruz, Las Palmas, aż do Santiago de Cuba i Newport w Stanach Zjednoczonych. W każdym z tych miejsc załoga uczestniczyła w oficjalnych wizytach, krajoznawczych wycieczkach i spotkaniach z Polonią, co sprzyjało budowaniu więzi między Polską a Polakami mieszkającymi za granicą.

Podróż nie była łatwa. W cyklonie, na który „Iskra” trafiła w drodze powrotnej, podczas 18-godzinnej walki z żywiołem utracono drugi w tym rejsie komplet żagli, złamane zostały dwa gafle, porwano elementy takielunku ruchomego, uszkodzona została jedna z szalup. Najpoważniejszym incydentem była jednak awaria w radiostacji, gdzie wybuchł pożar. Udało się go szybko opanować, jednak zdarzenie to dobitnie pokazało, jak niebezpieczne potrafią być warunki na morzu, szczególnie przy tak ograniczonych zasobach i technologii.
Brak chłodnic na pokładzie „Iskry” oraz utrudnienia związane z dostawami świeżej wody wymuszały bardzo rygorystyczne racjonowanie zarówno żywności, jak i wody pitnej. W trakcie sztormu sytuacja była szczególnie trudna, gdyż konieczne było ograniczenie spożycia zapasów, co odbiło się na kondycji załogi. Po 18 godzinach walki z żywiołem, okazało się, że straty materialne są poważne, ale dzięki determinacji marynarzy udało się utrzymać statek na wodzie.
Po dopłynięciu do Brestu we Francji, „Iskra” przeszła niezbędne naprawy. Uzupełniono również zapasy żywności oraz wody, co umożliwiło dokończenie rejsu powrotnego do Polski. Po przejściu przez Kanał Kiloński, żaglowiec skierował się na Bałtyk, gdzie w końcu powrócił do macierzystej Gdyni, witany jak bohater.
Jednym z najmniej znanych, lecz tragicznych elementów tej podróży, była śmierć jednego z podchorążych, który w trakcie sztormu spadł z masztu. Silne podmuchy wiatru i oblodzenie pokładu utrudniały poruszanie się po statku, a próba ratowania kolegi zakończyła się niepowodzeniem z powodu trudnych warunków pogodowych. Mimo ogromnych wysiłków załogi, poszukiwania nie przyniosły rezultatów.
Dodatkowym problemem w trakcie rejsu były trudności zdrowotne członków załogi. W trakcie podróży, kilku marynarzy zapadło na ciężkie infekcje, co pogorszyło ich stan fizyczny, szczególnie w obliczu niedostatków wody i pożywienia. Brak dostępu do opieki medycznej i konieczność radzenia sobie w ekstremalnych warunkach wyczerpywały zarówno fizycznie, jak i psychicznie załogę, co niejednokrotnie podnosiło napięcie na pokładzie.
ORP „Iskra” pozostał symbolem siły i odwagi polskich marynarzy, a jego historia wciąż inspiruje kolejne pokolenia.

fot: MMW