Statek, który miał być symbolem nowej, zielonej ery energetyki pokazał że nawet największe projekty mogą utknąć w porcie. Duński gigant Maersk zrezygnował z kontraktu na niemal ukończony statek do montażu turbin wiatrowych, budowany w Singapurze dla projektu Empire Wind. To decyzja, która wstrząsnęła rynkiem.
Statek bez kursu
Ten statek miał być przykładem sukcesu. Budowana przez Seatrium Energy, jednostka przeznaczona do instalacji morskich turbin wiatrowych była gotowa w 98,9%. Wartość kontraktu — wynosząca 475 milionów dolarów — czyniła go jednym z najdroższych w historii branży. Miał służyć koncernowi Equinor przy realizacji projektu Empire Wind — jednej z farm wiatrowych planowanych na wschodnim wybrzeżu USA.
Jednak — jak przekazuje agencja Reuters — Seatrium ogłosiło, że Maersk zerwał umowę. Powodem miały być opóźnienia i problemy konstrukcyjne. Duńczycy nie ujawnili, czy zapłacili za wykonane prace, ograniczając się do komunikatu o „rozwiązaniu kontraktu z powodu opóźnień i kwestii technicznych”. Dla Seatrium to cios. Firma zapowiedziała, że rozważa kroki prawne wobec Maerska, a przy tym bada, co zrobić z niemal gotową jednostką.
Wstrząs na giełdzie i w branży
Reakcja rynku była błyskawiczna. Akcje Seatrium spadły o 6,5% na giełdzie w Singapurze, a inwestorzy zaczęli spekulować, czy firma znajdzie nowego nabywcę statku. Dla wielu to znak, że branża offshore wind staje przed poważnymi problemami.
Istotna role odgrywa tu także kontekst polityczny. Administracja Donalda Trumpa nie kryje wrogości wobec morskich farm wiatrowych. Trump już wcześniej komentował, że „wiatraki zabijają ptaki i szpecą krajobraz”. Na początku tego roku jego rząd wstrzymał na miesiąc prace nad projektem Empire Wind, co było powodem kolejnych opóźnień i niepewności wśród partnerów inwestycyjnych.
Maersk tłumaczy decyzję opóźnieniami i problemami przy budowie statku. Agencja Reuters zauważa jednak, że to kolejny sygnał trudności w amerykańskiej branży offshore wind.
Co dalej z Empire Wind?
Obecnie statek, który miał rozpocząć pracę w 2026 roku, stoi w stoczni niemal ukończony. Według oświadczenia Seatrium, firma analizuje różne opcje dotyczące dalszego losu jednostki, w tym ewentualną współpracę przy projekcie Empire Wind realizowanym przez Equinor.
Seatrium poinformowało również, że rozważa możliwe kroki prawne związane z rozwiązaniem kontraktu przez Maersk, nie podało jednak, czy Maersk zapłacił za wykonaną już część prac. Equinor informuje w oficjalnych komunikatach, że koncern ocenia konsekwencje zerwania umowy i bada dostępne opcje działania w tej sytuacji.
Wiatr, który osłabł
Zerwanie kontraktu przez Maersk wpisuje się w szerszy obraz trudności, z jakimi zmaga się branża morskiej energetyki wiatrowej. Opóźnienia, zmiany regulacyjne, rosnące koszty i brak stabilnego wsparcia politycznego sprawiają, że nawet najlepiej zaplanowane projekty mogą nie zostać doprowadzone do końca.
Jeszcze kilka lat temu offshore wind miało być symbolem amerykańskiej walki o czystą energię. Dziś coraz częściej staje się symbolem zderzenia idealizmu z rzeczywistością.
Fot. A.P. Moller – Maersk