Największa fala pożarów od dwóch dekad opanowała Hiszpanię i Portugalię. Tysiące ludzi walczą o swoje domy, a władze apelują o polityczne porozumienie w sprawie klimatu. Zamknięto nawet część słynnej trasy Camino de Santiago.
Camino w płomieniach
To miały być kolejne letnie i upalne dni, ale przerodziły się w katastrofę, jakiej Hiszpania nie widziała od 20 lat. Rekordowe pożary dotarły już do stoków Picos de Europa i zmusiły władze do zamknięcia fragmentu jednej z najsłynniejszych dróg pielgrzymek świata – Camino de Santiago.
— „To sytuacja, jakiej nie doświadczyliśmy od dwóch dekad. Pożary mają szczególny charakter – to efekt zmian klimatu i ogromnej fali upałów” — skomentowała minister obrony Margarita Robles, w rozmowie z radiem Cadena SER.
Camino, które prowadzi od Francji do Santiago de Compostela, każdego roku przyciąga tysiące pielgrzymów. Jednak tym razem zamiast wędrówki wielu z nich ogląda spustoszenie, jakie sieje ogień.
— „Pielgrzymi mogą wrócić tu w przyszłym roku, ale dla mieszkańców to tragedia, bo tracą swoje domy” — przekazał agencji Reuters Patrice Lepettre, Francuz spotkany w Astordze.
Rekordy, które przerażają
Zgodnie z danymi Europejskiego Systemu Informacji o Pożarach Lasów (EFFIS), od początku roku w Hiszpanii spłonęło już 344,4 tys. hektarów – obszar większy niż cała Majorka. To największa liczba od 2006 roku i czterokrotnie wyższa od średniej z ostatnich dwóch dekad.
W Portugalii sytuacja wygląda podobnie – ogień pochłonął ponad 216 tys. hektarów, także czterokrotnie więcej niż zwykle o tej porze roku. Tam płomienie zabrały już życie dwóm osobom, w Hiszpanii – czterem, w tym strażakowi, którego pojazd rozbił się podczas akcji.
Upał nie ułatwia walki z żywiołem. Temperatura sięgała 45 stopni Celsjusza, a fala gorąca trwała aż 16 dni – to trzeci najdłuższy taki okres w historii pomiarów, podała agencja meteorologiczna Aemet.
— „Niestety, pogoda nie jest po naszej stronie” —przyznał premier Pedro Sánchez na konferencji w Ourense, jednym z najbardziej dotkniętych regionów.
Gdy ratunek nie nadchodzi
W całej Hiszpanii do walki z ogniem wysłano już 3 tysiące żołnierzy i 50 samolotów. Władze skorzystały także z pomocy międzynarodowej – sprzęt i wsparcie zaoferowały między innymi Francja, Włochy i Niemcy.
W wielu miejscach mieszkańcy muszą radzić sobie sami. W galicyjskiej wiosce Villardevos, pozbawionej prądu i pomp wodnych, ludzie łapią wiadra i gaszą płomienie własnoręcznie.
— „Samoloty latają wszędzie wokół, ale tu nie docierają” — skarżył się agencji Reuters mieszkaniec, Basilio Rodríguez.
Te desperackie działania pokazują, że ogień niszczy szybciej niż można go powstrzymać. W regionie Kastylia i León całe szeregi domów legły w gruzach.
— „Najgorsze jest to, że giną ludzie, którzy mieli przed sobą całe życie” – mówiła Delia Lobato, mieszkanka Palacios de Jamuz, patrząc na spaloną wioskę.
Polityka w płomieniach
Pożary dotknęły niemal całego kraju, jednak nie zabrakło przy tym politycznych sporów. Opozycyjna Partia Ludowa (PP) oskarżyła rząd o niewłaściwe przygotowanie i brak wystarczających środków. Premier Sánchez odpowiedział apelem o ogólnokrajowy pakt klimatyczny, który jego przeciwnicy odrzucili jako temat zastępczy.
Dane hiszpańskiego ministerstwa spraw wewnętrznych nie pozostawiają złudzeń. Od czerwca pod zarzutem podpaleń aresztowano 27 osób, a wobec 92 wszczęto śledztwo.
Lekcja na przyszłość
Pożary w Hiszpanii i Portugalii to ostrzeżenie, które pokazuje że Europa Południowa stoi w obliczu nowej normalności — dłuższych fal upałów, coraz bardziej niszczycielskich pożarów i dramatów ludzi, którzy tracą wszystko co mają.
– „Będziemy sadzić od nowa. Jeśli nie zobaczę, jak rosną drzewa, zrobią to moje dzieci” – mówiła Delia Lobato, inna mieszkanka regionu.
Jej słowa to nie tylko nadzieja na odbudowę tego co jest, ale też przypomnienie, że walka z klimatem to walka o przyszłość.
Fot. pexels / zdjęcie ilustracyjne