Ratownik, instruktor, szkoleniowiec i pasjonat wody. Od ponad dekady związany ze Szczecińskim WOPR, a od półtora roku także z Maritime University Safety Training Centre (MUSTC). O pracy, pasji i nowych wyzwaniach opowiada Piotr Koziarek.
Polska Morska: Jak zaczęła się Twoja przygoda z ratownictwem?
Piotr Koziarek: W 2012 roku trafiłem do Szczecińskiego WOPR. Początkowo traktowałem to jako hobby – zawsze byłem związany z wodą, dużo pływałem. Ktoś podsunął mi pomysł kursu ratownika, a że akurat ruszał na mojej pływalni, zapisałem się. Z czasem to się rozwinęło – kolejne uprawnienia, szkolenia, manewry. Teraz mam doświadczenie od ratownictwa wodnego, przez szkolenia przeciwpowodziowe, aż po obsługę skutera, drona czy poduszkowca.

PM: Od półtora roku pracujesz również w MUSTC. Co daje Ci ta praca?
PK: To naturalne przedłużenie mojej drogi zawodowej. W MUSTC mogę łączyć praktykę z wodą z tym, co lubię najbardziej – uczeniem innych. Prowadzę kursy Sea Survival, STCW, GWO, pierwszą pomoc, a wkrótce także OPITO, czyli słynny trening „tonącego helikoptera”. To dla mnie ogromna satysfakcja – nie tylko przekazywać wiedzę, ale też samemu się rozwijać.
PM: Wciąż działasz aktywnie jako ratownik. Jak wygląda to na co dzień?
PK: Tak, regularnie uczestniczę w akcjach i szkoleniach. Wkrótce razem z MUSTC, organizujemy duże manewry ratownicze. W takich wydarzeniach jestem jednocześnie uczestnikiem, instruktorem i osobą oceniającą zespoły. Od ośmiu lat jestem też instruktorem pierwszej pomocy Polskiej i Europejskiej Rady Resuscytacji. To dla mnie ważne – lubię przekazywać wiedzę i widzieć, że komuś może się ona realnie przydać.




PM: Wymieniasz mnóstwo ról – WOPR, MUSTC, OSP, sędzia motorowodny… Jak to wszystko pogodzić?
PK: Bywa trudno, doba jest za krótka. Oprócz WOPR i MUSTC jestem wiceprezesem ds. profilaktyki w Szczecińskim WOPR i współtworzę reaktywowaną jednostkę OSP Szczecin. Do tego sędziuję zawody motorowodne i ratownicze. Trochę odbija się to na życiu prywatnym, ale każdy powinien mieć pasję. Moja to ratownictwo i woda – to coś, co napędza mnie do działania.
PM: Co poradziłbyś młodym osobom, które chcą zacząć przygodę z ratownictwem?
PK: To trzeba czuć. Woda musi płynąć w żyłach. Ratownictwo to pasja, a nie przypadkowa decyzja. Jeśli ktoś od dziecka miał związek z wodą, potrafi pływać i chce iść dalej – to świetna droga. Można to łączyć ze studiami medycznymi, sezonową pracą nad morzem czy pracą w pogotowiu. Ratownictwo daje wiedzę, doświadczenie i satysfakcję. A przede wszystkim poczucie, że robisz coś ważnego
PM: Czyli pasja stała się pracą?
PK: Dokładnie tak. Uważam, że każdy powinien lubić to, co robi. Wtedy praca nie jest obowiązkiem, a przyjemnością. Ja mam to szczęście – moja pasja stała się moim życiem.

fot: Polska Morska