Bałtyk przestał być „bezpiecznym morzem wewnętrznym” i stał się jednym z najbardziej narażonych akwenów świata. Rosja prowadzi tu „wojnę cieni” z Zachodem, testując naszą gotowość do obrony infrastruktury krytycznej – od kabli energetycznych po przyszłe farmy wiatrowe. Kmdr ppor. rez. Sebastian Kalitowski, prezes pierwszej polskiej firmy bezpieczeństwa morskiego Maritime Safety & Security, ostrzega: Polska musi działać natychmiast, budować świadomość sytuacyjną i przejść od postawy reaktywnej do predykcyjnej.
Polska Morska: Od lat śledzi Pan bezpieczeństwo morskie. Co w ostatnich trzech latach rzeczywiście zmieniło reguły gry?
Sebastian Kalitowski: Sytuacja geopolityczna, architektura bezpieczeństwa, a także poziom zagrożeń asymetrycznych w domenie morskiej bardzo przyspieszyły w ciągu ostatnich trzech lat. Fascynują mnie działania asymetryczne na morzu i obserwując je od co najmniej kilkunastu lat nigdy nie były one tak znaczące i odczuwalne jak dzisiaj.
Jeszcze niedawno uważaliśmy, że główne problemy to piractwo, terroryzm, przemyt narkotyków i ludzi, kradzieże ładunku, czy cyberzagrożenia. Tymczasem pojawiły się nowe wyzwania – zakłócanie sygnału GNSS, statki z „floty cieni”, platformy bezzałogowe, rwanie kabli podmorskich kotwicami, działalność wywiadowcza, która oczywiście istniała dużo wcześniej ale nie kończyła się sabotażami kinetycznymi i niekinetycznymi. Szczególnie po działaniach Huti w 2023 r. widać, że każde lokalne zagrożenie może błyskawicznie oddziaływać globalnie, a ugrupowanie to do walki z międzynarodową żeglugą potrafiło z sukcesem zaangażować niewyobrażalne wcześniej środki bojowe od abordaży z wykorzystaniem śmigłowca, pocisków manewrujących, rakiet balistycznych po drony latające, pływające, a nawet podwodne.
Od listopada 2023 r. Huti zaatakowali ponad 100 statków płynących przez Morze Czerwone, zatapiając cztery z nich, zabijając co najmniej ośmiu marynarzy, a wielu z nich raniąc. Celem Huti nie były tylko statki amerykańskie czy Izraelskie, a także statki powiązane z tymi państwami ale również jednostki, których armatorzy wysyłają statki do portów Izraela.
Co ciekawe te zmiany w architekturze bezpieczeństwa morskiego nie są rewolucją ale ewolucją. Te działania były prognozowane i mieliśmy świadomość że czy wcześniej czy później nastąpią zarówno w architekturze globalnego bezpieczeństwa morskiego jak i na naszym Morzu Bałtyckim.
Polska Morska: Skoro globalnie tempo przyspieszyło — jak w ten obraz wpisuje się Bałtyk?
Sebastian Kalitowski: Bałtyk stał się określany przez komercyjne firmy zajmujące się wywiadem morskim na równi m.in. z Morzem Czarnym czy Czerwonym akwenem wysokiego ryzyka. Rosja prowadzi tu w działania w tzw. „szarej strefie” – prowadzi działalność wywiadowczą zresztą robiła to dużo wcześniej, mapuje infrastrukturę krytyczną oraz uprawia sabotaż.
Cały czas działając poniżej „poziomu wojny” co jest założeniem zgodnym z rosyjską doktryną Gerasimowa. Tyle, że nie są to działania które powinny zaskoczyć instytucje odpowiedzialne za bezpieczeństwo morskie państwa oraz osoby zajmujące się nim. Rosja robi dokładnie to do czego przygotowywała się od dziesięcioleci – wojny z Zachodem i co robiła przez wiele lata wcześniej sporządzając m.in. matryce potencjalnych celów na morzu.
Wypracowane matryce i zmapowane dno jako zdobyte informacje wywiadowcze wykorzystuje teraz do następnego kroku jakim są działania w „szarej strefie” takie jak sabotaże, sabotaże podmorskie, zakłócenia systemu GNSS, a także dalej konsekwentnie zdobywa informacje wywiadowcze o podatnych na ataki obiektach i nowych inwestycjach strategicznych oraz testuje systemy odpowiedzi. Co znamienite Rosja nie robi tego wcale siłami Floty Bałtyckiej, ale statkami handlowymi, siłami wywiadu oraz zwerbowanego aparatu wywiadowczego aby uniknąć jednoznacznej atrybucji i reakcji NATO oraz ewentualnego uruchomienia artykułu 5.
Na wodach Bałtyku widzimy coś bardzo interesującego co właśnie mocno wchodzi do kanonu historii wojen morskich – rosyjską doktrynę prowadzenia działań poniżej „progu wojny” na morzu z wykorzystaniem jednostek cywilnych. Gdy służyłem jeszcze wiele lat temu wywiadzie wojskowym domyślaliśmy się z moimi kolegami, że Rosjanie przygotowują i wykorzystują załogi jednostek handlowych i rybackich do zdobywania informacji wywiadowczych na morzu. Zajmując się potem komercyjnie wywiadem morskim nie raz odkrywałem symptomy tych działań. Tylko, że dzisiaj Rosjanie sięgnęli dalej nie skupiając się jak dotychczas jedynie na szpiegowaniu sięgnęli również po sabotaż nie stosowany od bardzo dawna.
Wykorzystanie statków do sabotażu i dywersji jest znacznie tańsze niż użycie okrętów. Nie wspomnę już o maskowaniu i monitorowaniu. Rosjanie wiedzą, że siły Floty Bałtyckiej są stale obserwowane oraz monitorowane przez siły NATO. Więc dokonali swoistego kamuflażu swoich działań bojowych jakimi są działania wywiadowcze. Zaczęli wykorzystywać statki handlowe z „floty cieni” nie tylko do łamania sankcji i dalszego finansowania wojny na Ukrainie poprzez transport i sprzedaż rosyjskiej ropy ale także do prowadzenia działalności wywiadowczej oraz testowania „czerwonych linii” Zachodu, a na końcu do sabotażu. Jednocześnie eksportując tymi statkami 80 % ropy i produktów ropopochodnych Rosja zarobiła w ubiegłym roku 200 mld USD to jest prawie połowę budżetu państwowego. Tym samym Rosjanie stworzyli „flotę cieni” genialną wielozadaniowa platformę do zarabiania pieniędzy, finansowania wojny na Ukrainie ale także do nękania i sabotowania Zachodu.
Bez angażowania wojska i z pewnego rodzaju optymalizacją finansową. Są ślady, które wskazują, że zakup wspomnianych wcześniej statków „floty cieni” finansowali klienci Rosnieftu. Rosnieft zachęcał ich do inwestowania w zakup starych tankowców typu Afromax, które później za cenę zakupu były czarterowane od nich przez tego samego rosyjskiego potentata naftowego.
Może to wskazywać na to, że Federacja Rosyjska sama nie ponosi specjalnych kosztów związanych z działalnością „floty cieni”, bo jednostki te są zakupywane przez zewnętrznych inwestorów i oddawane w czarter. To znaczy też jedno jeśli dojdzie do przejęcia czy zatrzymania któregoś z tych statków tak jak chociażby miało to miejsce w przypadku MV Eventin kiedy to niemieckie służby przejęły ten tankowiec gdy po uszkodzeniu silnika dryfował u wybrzeży Rugii.
Na pokładzie statku znajdowało się około 100 tysięcy ton ropy naftowej i Niemcy obawiali się, że statek pozbawiony manewrowości tankowiec może spowodować katastrofę ekologiczną. Rosjanie zatrzymanie takiego statku mogą specjalnie nie odczuć jeśli nie będzie wypełniony ropą. W przypadku MV Eventina wartość przewożonej ropy oszacowano na około 40 mln EUR. Mimo wszystko Rosjanie nie pozwolili już na zatrzymanie innego tankowca z „floty cieni” MV Jaguar, którego usiłowali zatrzymać Estończycy na ich wodach terytorialnych. Rosjanie interweniując wysłali swój myśliwiec Su-30, który powstrzymał działania estońskich służb.
Wykorzystanie statków nie tylko nie budzi podejrzeń ale jest także znacznie tańsze niż wykorzystanie okrętów Rosjanie spokojnie tym samym mogą prowadzić otwartą wojnę na Ukrainie angażując swoje wojska, a na Morzu Bałtyckim czy Północnym prowadzić działania „quasibojowe” nie angażując swojej marynarki wojennej. To nie znaczy, że rosyjska marynarka wojenna i flota bałtycka Federacji Rosyjskiej śpi. Wręcz przeciwnie ona jest przygotowana do starcia z NATO i następnego etapu działania na morzu „otwartej wojny”.
W ostatnim okresie na Bałtyku przeprowadzono wiele ćwiczeń, a stanowiska dowodzenia, okręty i jednostki Floty Bałtyckiej od września ubiegłego roku przeszły na systemy łączności command and control communications (C3), w paśmie VLF-SHF2, których Rosjanie używają w czasie wojny. Wcześniej korzystali z nich ostatnio podczas „zimnej wojny”.