Polski Portal Morski
Aktualności Edukacja Ważne

Morze ryzyka – czy marynarze są naprawdę bezpieczni? [WYWIAD]

Praca na morzu to nie tylko przygoda, ale także codzienne starcie z nieprzewidywalnymi zagrożeniami. Dlaczego indywidualne ubezpieczenia są kluczowe, nawet gdy armator zapewnia ochronę? Jak zabezpieczyć siebie i rodzinę przed finansową katastrofą w razie wypadku lub choroby? O unikalnych rozwiązaniach dla marynarzy opowiada Paweł Skotnicki, ekspert z 16-letnim doświadczeniem w ubezpieczeniach morskich.

Polska Morska: Wielu młodych marynarzy rezygnuje z dodatkowych ubezpieczeń, ufając wyłącznie ochronie od armatora. Jakie konkretne ryzyka niesie taka decyzja?
Paweł Skotnicki: To jak gra w rosyjską ruletkę. Ubezpieczenie armatora działa tylko na statku lub w drodze do pracy i z pracy. A co, gdy złamiesz nogę albo zachorujesz na lądzie? Wówczas nie masz prawa do odszkodowania, a koszty leczenia spadają na Ciebie. Przykład? Marynarz, który doznał udaru w czasie urlopu, musiał sam finansować rehabilitację – 10 tys. zł miesięcznie. Bez ubezpieczenia stał się ciężarem dla rodziny. Armatorzy zwykle zapewniają niezbędne minimum, a nie pełne pakiety.

PM: Ważny jest temat chorób zawodowych. Jak wygląda ochrona np. przy nowotworze lub trwałym kalectwie?
PS: Nowotwór to nie wyrok, ale walka z czasem. Nasza polisa obejmuje 50 schorzeń, w tym raka, stwardnienie rozsiane czy Alzheimera. Przykład? Klient z guzem mózgu otrzymał 500 tys. zł na eksperymentalną terapię w Niemczech. Dzięki temu żyje i wrócił do pracy. Gdy marynarz straci wzrok lub kończynę, wypłacamy do 2 mln zł. To nie tylko odszkodowanie – to szansa na przystosowanie się do nowej rzeczywistości: protezy, szkolenia, zmiana zawodu.

PM: Często słyszymy o „drobnych” urazach – zwichnięciach, złamaniach. Czy one też są objęte ochroną?
PS: Tak! Zerwany paznokieć? 1500 zł. Złamany palec? 3 tys. zł. Skręcona kostka? 4-22,5 tys. zł. To nie są „drobiazgi” – to przerwy w pracy, które niszczą budżet. Dodatkowo refundujemy rehabilitację, nawet 150 wizyt rocznie. Bez tego marynarz ryzykuje, że kontuzja przekształci się w trwały uszczerbek. Pamiętam mechanika, który zbagatelizował uraz kolana. Dziś nie może wchodzić po drabinach – bez ubezpieczenia ludzie opłacają jakieś niezbędne minimum, a nie pełną rehabilitację.

PM: Koszt takiej polisy to ok. 125 zł miesięcznie. Jak przekonać kogoś, że to nie wydatek, a inwestycja?
PS: To cena pierwszego pakietu i za tyle rzeczywiście marynarz otrzymuje porządną ochronę ubezpieczeniową. Wyższe pakiety wypłacają oczywiście wielokrotności tego, co jest dostępne w podstawowym. Porównajmy: za 1,5 tys. zł rocznie masz ochronę wartą setki tysięcy złotych. Ubezpieczenie to „skrót” – płacisz grosze, a w kryzysie dostajesz kapitał od razu. Przykład? Młody oficer zapłacił za polisę 4,5 tys. zł przez 2 lata. Gdy zdiagnozowano u niego białaczkę, łącznie otrzymał ponad 800 tys. zł. Bez tego jego rodzina sprzedałaby mieszkanie.

PM: Dlaczego nie ma obowiązku takich ubezpieczeń?
PS: Bo wolność wyboru to podstawa. Ale statystyki nie kłamią: 1 na 10 marynarzy dozna poważnego urazu w ciągu 5 lat. Znam historię kapitana, który spadł z trapu – złamał kręgosłup. Bez polisy jego żona musiałaby zrezygnować z pracy, by go pielęgnować. Dzięki odszkodowaniu (1,2 mln zł) kupili dom parterowy i opłacili opiekunkę. Ubezpieczenie to odpowiedzialność wobec rodziny – nie zostawiasz ich z długami.

PM: A co z osobami z chorobami przewlekłymi, np. cukrzycą? Czy mają szansę na ochronę?
PS: Zawsze będzie to oceniane indywidualnie, ponieważ cukrzyca może przybierać różne formy, a marynarze regularnie wykonują badania, więc mamy dostęp do bieżących wyników. Z tego względu mamy kilka scenariuszy, jak możemy podejść do takich przypadków. Jeżeli marynarz przedstawia dobrą ankietę medyczną, oferujemy mu standardową propozycję ubezpieczenia. Natomiast jeśli ankieta będzie słabsza, i na przykład ubezpieczyciel nie przyzna mu pełnej ochrony, albo w ogóle nie zaoferuje ochrony w tych produktach, które są naszymi podstawowymi propozycjami, to wtedy mamy inne opcje. Mamy przygotowane alternatywne propozycje, które mogą obejmować marynarzy z bardziej złożoną historią zdrowotną.

PM: Jak długo trwa ochrona? Czy można ją zawiesić między kontraktami?
PS: Nie! Polisa działa non-stop – czy jesteś na morzu, w domu, czy na wakacjach w Tajlandii. To jak kamizelka ratunkowa – zakładasz ją raz i nie ściągasz. Marynarz, który zrezygnował z ubezpieczenia na 3 miesiące, złamał nogę w czasie przerwy. Dziś płaci 20 tys. zł za operację. Gdyby przedłużył polisę, dostałby łącznie ponad 100 tys. zł w odszkodowaniu i pokryciu kosztów leczenia oraz rehabilitacji.

PM: Na koniec – jaka jest Pana radą dla czytelników?
PS: Statek stojący w porcie jest bezpieczny, ale nie po to buduje się statki, by stały w portach. Przeczytaj książkę „Polak mądry przed szkodą”, a następnie po przeanalizowaniu swojej sytuacji – działaj. Pamiętaj: pewność to luksus, na który stać każdego. Nawet jeśli uważasz, że jesteś niezniszczalny – pomyśl o dzieciach, partnerze, rodzicach. Jedna zła fala może zmienić wszystko. Ubezpieczenie to nie „strata pieniędzy” – to jedyny sposób, byś Ty i Twoi bliscy mogli spać spokojnie, nawet gdy morze się zbuntuje.

fot. Paweł Skotnicki

Zobacz podobne

Port Szczecin obsługuje jednostki typu Panamax

LK

Sezon żeglugowy rozpoczęty. WIR wspiera żeglarzy [WIDEO]

Daria Czaja

Straż Graniczna zatrzymała łódź rybacką z Mrzeżyna. Wykryto rażące uchybienia

Paulina Ledzinska

Zostaw komentarz

Ta strona wykorzystuje pliki cookie, aby poprawić Twoją wygodę. Zakładamy, że nie masz nic przeciwko, ale możesz zrezygnować, jeśli chcesz. Akceptuję Czytaj więcej

Polityka prywatności i plików cookie